moiszymokiem

moiszymokiem

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Bike Atelier Maraton Psary

Dziś miała być całkiem normalna niedziela, ale wyszło inaczej, a nawet lepiej. Maciek zawsze chciał brać udział w wyścigu rowerowym, więc ze względu na niego zapakowaliśmy rowery i fruuu do Psar. 

Psary opanowane przez zwolenników dwóch kółek i przez pielgrzymki, ale wszyscy się pomieścili. Wiekowo Maciek mógł wystartować z resztą maluchów na stadionie na dystansie bodajże 2km lub 2,5 km. Został zapisany na dziecięce zawody, Michał na wyścig Hobby i pojechaliśmy poszwędać się trasą maratonu Hobby...  wtedy naszła nas ochota na to, by zapisać Maćka na Hobby rodzinne, pomimo tego że mogły tam startować dopiero dzieci od 10 lat. 


Nic to - dobrze że miałam rower i stosowne obcisłe, bo stwierdziliśmy, że damy radę :)


Ustawiliśmy się w sektorach przed startem. Jeszcze wtedy nie wierzyliśmy, że trasa będzie naprawdę wymagająca. Michał w 5 sektorze, my w 6 - gdzie stały dzieci z opiekunami.




Potraktowaliśmy wyścig, jak niedzielną wycieczkę, czyli w trybie langsam, langsam. Pomimo trudu było naprawdę przyjemnie. Trasa bardzo widokowa. Trzeba się było wspinać na górki, a stamtąd rozległe panoramy Zagłębia. Po drodze mnóstwo słów uznania od spotykanych ludzi, że taki malec porwał się na taką wymagającą trasę -  a my naprawdę nieźle się bawiliśmy:) Maciek miał zresztą ciekawe wizje. Jedna z nich to wszyscy przed nami mają kolizje, łapią gumy, a my jako ci ostatni nagle robimy się tymi pierwszymi:) Pytam go, czy tata też (a tata jechał gdzieś tam przed nami i martwił się, jak dajemy radę) - na co Maciek "Tata też":)


Kolejna wizja Maćka, gdy mozolnie wspinamy się pod górkę, "Fajnie by było, gdybyśmy jechali na tandemie i gdybyś ty teraz pedałowała":) 


I co ciekawe, chociaż nas dorosłych było tam więcej, a Maciek przyjechał jako ostatni z wyścigu Hobby - to on był jednak gwiazdą dzisiejszego dnia:) Notabene przed metą wyprzedził nas pierwszy zawodnik z dystansu Pro, więc można powiedzieć, że jednocześnie wjechaliśmy jako drudzy z Pro :D



Nie tylko przewyższenia robiły wrażenia, ale i nawierzchnia nie była przyjazna. Piasek, dziury, trawy, korzenie. Takie miałam wrażenie, jakby organizatorzy celowo omijali proste trasy i wiedli nas na manowce, by nie ułatwić zadania. Ale i tak było suuuuper. No i spora satysfakcja, że 7-latkowi udało się to zrobić. Na szczęście - pytałam Maćka po wyścigu - czy jest bardziej zmęczony, niż po naszych rodzinnych przejażdżkach /bo my mimo wszystko nie wychodzimy na treningi, tylko idziemy pojeździć sobie na rowerze :)/ - zatem pytałam o jego zmęczenie. Nasze dziecko, które nie należy do twardzieli, odpowiedziało, że nie jest bardziej zmęczone. Tym samym potwierdziło, że to nie przerost naszych ambicji, lecz w miarę rozsądne oszacowanie możliwości naszego dziecka :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz