moiszymokiem

moiszymokiem

niedziela, 22 września 2013

Targi Książki (Dziecięcej?)

Przy dwójce dzieci każde plany stoją pod dużym znakiem zapytania. Tym razem rozłożył się Jasiek, dlatego na targi dotarliśmy w dwuosobowym składzie z Maćkiem. Dla dziecka sam Spodek już jest dużą atrakcją, a stoiska pełne kolorowych książek to dopiero coś! Zwłaszcza że mama chętnie otwierała portfel. Obkupiliśmy się w dziecięce książki, z rabatem 20-30%, zatem chociażby z tego powodu było warto. Znalazłam pozycje, które kiedyś tam oglądałam w internecie i były dla mnie za drogie, biorąc pod uwagę dodatkowe ceny przesyłki  
Dla dzieciaków targi oferowały dodatkowe atrakcje, konkursy, czerpanie papieru, wykonywanie zawieszek ze śląskimi słowami. No właśnie - dla dzieciaków - dorosły raczej znalazł tam mało dla siebie - jedynie chyba wykłady i rozmowy z ciekawymi ludźmi książki. w czym oczywiście Maciek mi nie pozwolił brać udziału, bo dla 5,5-latka atrakcja to żadna. Choć ciekawe dla niego było spotkanie AUTORA  - żywego człowieka, a nie Mickiewicza z krakowskiego rynku. Opowiadał w domu tacie o autorach - a słowo AUTOR mówił wielkimi literami :)
Z ciekawostek - nazwy gażdżetów z dinozaurami - Jaśoraptor i Maciekrodaktyl  oraz piaskowe obrazki. Co oczywiście każdy młody paleontolog musi posiadać ... zatem nabyliśmy.
O obrazkach piaskowych w następnym poście:) 
Ozdrowionka i miłego weekendu, pogoda chyba robi się z tej okazji lepsza :)









piątek, 20 września 2013

oMaćkowy zmysł artystyczny

Zawsze myślałam, że młody człowiek w naszym domu jest bardzo politechniczny. A tu proszę wczoraj wylazła z niego dusza artysty. Cięliśmy hortensję na bukiety i moje dziecię z patyczków postanowiło zrobić sobie ozdobę na biurko.... no chyba, że to jakaś sugestia "sezon grzewczy czas zacząć" :)


A tu jeszcze jedna mała próbka jego pomysłów. Obrazek na dole wymaga objaśnień :) Tylko wprawne oko dostrzeże, że to garniec złota, z którego wysypują się monety. Garniec złota, dodam dla niewtajemniczonych, jest na końcu tęczy :) 


niedziela, 15 września 2013

Z wizytą u Kapiasów - "Kolory Września"

Do wizyty u Kapiasów zachęciła nas Magda z http://zapachwspomnien.blogspot.com/ Ogrody te znamy już z poprzednich wyjazdów, przy okazji urządzania naszego podwórka, a że badyli nigdy za mało ... pojechaliśmy. Niedziela bardzo udana, bo i pogoda ok i malcy nie sprawiali kłopotu, zwłaszcza, że młodszego zagarnęła babcia :) , a starszy miał place zabaw co krok i 1 cel. Kupić do przedszkola wrzos. Skutkiem czego przyjechaliśmy do domu z pokaźną kolekcją wrzosów, bo trudno się mu było zdecydować, którego wybrać. Najchętniej zaniósłby do przedszkola jakąś kompozycję z wrzosów.
Durnostojców też parę nabyliśmy. Może w kolejnym poście zaprezentuję ich zastosowanie, a raczej ich brak, jak to u durnostojców:)
Za tydzień, jeśli nasze potymki pozwolą, ruszymy na http://www.exposilesia.pl/targiksiazki/pl/

Wszędzie królowały dynie, wrzosy, chryzantemy - cudnie. 

 Jak z rzeczy niepotrzebnych zrobić użyteczne.
 Dla mnie rewelacja - butelki zawieszone na drzewie.

 Ten wiąz robi wrażenie, mój w ogródku ma pień chyba centymetrowy.
 A to - czy to już ekshibicjonizm - własna rodzina na blogu?


 Wartało dotrzeć na koniec ogrodów, by znaleźć to miejsce.


 Chyba św. Franciszek - bo ptaki?

sobota, 14 września 2013

Znowu trochę literacko - "Towarzyszka Panienka" Moniki Jaruzelskiej
Zanim trafiłam na "Panienkę" .... w koszykach Biedronki, czytałam w "Newsweeku" wywiad z M. Jaruzelską zapowiadający tę książkę. Wywiad wg mnie przeciętny, co nietypowe dla "Newsweeka". Nie miałam zamiaru po książkę sięgnąć, ale skoro się sama pchała do ręki, a ten typ literatury lubię - kupiłam i pochłonęłam bardzo szybko. Książka zatoczyła potem szersze kręgi, krążąc po sąsiedzkich domach, w których także znalazła uznanie. Zatem warto ją przeczytać, bo moja opinia nie jest odosobniona.  Jako lepik zacytuję słowa babci p. Moniki "Wojtek mi nogi z dupy powyrywa, wszystko ta mała wygadała..." - chodziło o potajemny chrzest, który babcia nazwała dla niepoznaki wizytą u fryzjera :) Z innych ciekawostek - gen. Jaruzelski jest herbu Ślepowron, co ładnie się komponuje z jego oczami i WRON-em :)
"Towarzyska panienka" to jednak przede wszystkim opowieść o ludziach związanych z autorką (nie z generałem), a nam znanych z gazet czy telewizji. Zatem czyta się to łatwo i przyjemnie. 
Jako pokłosie tej książki zostało moje wielogodzinne ślęczenie na  http://bezmaski.pl/ i oglądanie wywiadów, które przeprowadziła Jaruzelska  - piszę w czasie przeszłym, bo niestety nie ma nowych odcinków. Wywiady super sprawa - tylko nie wiem czemu te starsze są poszatkowane na części. Jest to irytujące, ale jakość rozmów rekompensuje to, że trzeba sobie te części uruchamiać jedna po drugiej. 
Książkę polecam, a jeszcze bardziej wspomniane wywiady - ukazują jak wielkoformatową osobą jest p. Monika.

niedziela, 8 września 2013

Recenzja - "Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej" Joanna Szczęsna, Anna Bikont

Pamiątkowe rupiecie czyta się przysłowiowym jednym tchem. Wiele zaskakujących ciekawostek, jak również wiele anegdot - tak typowych dla samej Pani Wisławy. Z rzeczy zaskakujących można wspomnieć chociażby fakt, że noblistka naprawdę miała na imię Maria Wisława, podobnie jak zresztą jej starsza siostra Maria Nawoja nazywana Nawoją. To, że książkę czyta się tak przyjemnie zawdzięczamy humorowi poetki. Autorki książki, prywatnie przyjaciółki Szymborskiej, dysponują wieloma przykładami przedniego dowcipu.


By przytoczyć chociażby sytuację z korespondencją ojca, znajdującą się w kórnickich dokumentach. W jednym z listów ojciec pisał: „Przybyła nam córa, bardzo dorodna panna". Kopię tego listu wysłał po wielu latach poetce Jerzy Nosakowski, jak sądzę po to, by zrobić jej przyjemność. Noblistka w odpowiedzi podziękowała za list ojca „z pewną nowiną, która straciła już nieco na świeżości". Na koniec już mój największy powód do oczarowania tą książką. Otóż biografię, tak ciekawej osoby jak Szymborska miałam ochotę przeczytać już dawno.


Dlatego bardzo ucieszył mnie fakt wydania tej pozycji... do czasu, gdy zobaczyłam obwolutę - a na niej zdjęcie poetki z lat młodości. Wielkie rozczarowanie wyborem fotografii. Trudno zniechęcona obwolutą, mimo wszystko postanowiłam kupić książkę. Za każdym razem, gdy po nią sięgałam byłam zadowolona z zawartości, lecz odczuwałam zgrzyt niezadowolenia, patrząc na młodą Szymborską. W głowie przewijały się obrazy sędziwej staruszki, wiecznie pogodnej i zadowolonej z życia. Dlaczego nie takie zdjęcie zdobi tę biografię?! Będąc w połowie książki zajrzałam pod miękką oprawę, która chroni tę właściwą - twardą. Wielkie zaskoczenie. Tam Szymborska jaką zapamiętałam - leciwa w zmarszczkach, lecz młoda z oczu i uśmiechu. Kolejny figiel w stylu noblistki?
(tak wygląda oficjalna okładka, brrrr)

(a tu moja ulubieńsza obwoluta :) )


PS - tę recenzję umieściłam też na www.znak.com.pl pod biografią poetki.