moiszymokiem

moiszymokiem

sobota, 21 lutego 2015

O kawie i schaboszczakach :)

Wieczorem rozterki - jak wstanę z rańca, żeby pobiec. A rano jakoś wstaję, nie analizuję. Jak automat - rozciąganie, nawadnianie, pulsometr, obcisłe i fruuugo.
Niby w planach uklepywanie asfaltu, a potem przebłysk "może by tu skręcić?" no i tak wyglądają nasze łąki o poranku.


Dla mnie fajne, bo jakoś ludzkich stóp mało, za to ślady saren i koni. Notabene znów dziś 5 saren przecięło mi drogę. One zawsze tak piątkami?
Skręciłam. Miałam wylądować w jednej wiosce. Wylądowałam w drugiej :) Pomyślałam - Nic to! Zrobię zdjęcie pewnego goryla. Niestety przegapiłam. Może jutro się uda.  
Dziś nie tylko powłóczyłam się trochę po łąkach, ale nawet posłuchałam rad sąsiada - czasami biegłam poboczem, po trawie. Tylko czy zamarznięta ziemia lepiej traktuje stawy niż asfalt? Hmm niewątpliwie wyglądało to osobliwie jak pomykałam boczkiem.


Aaaa i jeszcze jedno. Po takim porannym biegu na głodnego, jak się potem śniadaniuje. :) Dawniej, w czasach przedmałżeńskich, kiedy robiłam z Michałem większe dystanse na rowerze, zawsze w niedziele na wsiach czułam schaboszczaki:) Coby się nie oddało podczas rowerowania za takiego schaboszczaka wielkiego jak talerzyk. Teraz ze mnie taki "runny" ptaszek to i zapachy są inne. Dziś (znów!) czuję, jak ludzie parzą kawę, taką tradycyjną, gruntową - stąd jej zapach aż na ulicy. Potem biegnę na kawowym głodzie:) Jak później w domu smakuje kawa! Parę tygodni temu, po tym jak mój zmysł powonienia został potraktowany takim zapachem kawowym, przez parę biegów zabierałam ze sobą termokubek z kawą:) Przyjemnie - ale wolniej, bo jakoś zawsze jest pretekst, żeby się zatrzymać i pociągnąć łyka:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz