Dla chłopków ulubiony rarytas w Chorwacji - lody. Dla nas kawa. Zatęskniliśmy za domowym ekspresem. W upały doceniliśmy zwyczaj serwowania kawy ze szklanką wody.
Ponoć Chorwacja burkiem stoi, więc i tego spróbowaliśmy.
To czarne to talerz, z restauracji nazwanej przeze mnie "przerost formy nad treścią" W środku risotto. Ten wyjazd dla mnie stał pod znakiem risotto na różne sposoby.
Maciek koneser owoców morza, ciekawe skąd mu się to wzięło, bo nie po rodzicach.
Choć i ja je zaczynam doceniać na lekkość w stosunku do mięsa zwierząt.
Tort makarski w cukierni Romana- cel naszego wyjazdu do Makarskiej.
Cukiernia i wyroby rewelacyjne, ale rozczarowanie, że nie można zjeść na miejscu. Za to można wziąć w pudełeczku i usiąść w ogródku zaprzyjaźnionej restauracji na przeciwko ... i oczywiście zamówić kawę. Tort wpisany jest na listę chronionych niematerialnych dóbr kultury.
A to już polskie smakołyki - apartament, w którym mieszkaliśmy, był tak fajnie wyposażony, że bez trudu, można było i ciasto upiec.
Wracając z Trogiru na przydrożnym stoisku kupiliśmy figi.
Woreczek 40 kun, waga - nie wiem: 40 dag, 50 dag???
Nieistotne.
Figi przepyszne, mięsiste, miękkie.
Zewnętrzna część bardziej przypomina smakiem wyborne rodzynki, niż wysuszone podeszwy, jak to jest u tych kupionych w Polsce.
Ta kawa smakowała przepysznie. W papierowym kubku, kupowana w piekarni z porannym pieczywem. Przepyszna - bo wypijana w drodze po zakończonym biegu lub kijach.
W tym tkwił cały sekret jej smaku :)
W ostatnim dniu naszego pobytu nagle zdrożała, z 8 na 9 kun.
Pomyślałam: "czas wracać do kraju" :)
Ostatnie wyjazdowe marzenie chłopaków - objeść się dwiema gałkami lodów - koniecznie kupowanymi osobno, bo wtedy więcej dostaje się do rożka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz