Rano termometr pokazywał -12. Gdy biegłam było już -7.
Mieszkamy nie tak jak latem w centrum, lecz bliżej wyciągu na Kopę, w "Annie". Znów odkrywam Karpacz na nowo. Rano właścicielka willi poleciła mi pobliską trasę na Łomniczkę. Rzeczywiście super. Trudno uwierzyć, ale jest coś w miarę płaskiego. Oczywiście najpierw biegłam inaczej - wspinałam się szklakiem żółtym na Strzechę Akademicką, Za bardzo pod górkę - nic dziwnego, że zjeżdżający narciarze mieli niedowierzanie na twarzach. Później wylądowałam na czerwonym szlaku w kierunku Łomniczki - tam już rewelacja :) Szkoda, że biegam sama:( W towarzystwie można by się zapuścić głębiej.
Mieszkamy nie tak jak latem w centrum, lecz bliżej wyciągu na Kopę, w "Annie". Znów odkrywam Karpacz na nowo. Rano właścicielka willi poleciła mi pobliską trasę na Łomniczkę. Rzeczywiście super. Trudno uwierzyć, ale jest coś w miarę płaskiego. Oczywiście najpierw biegłam inaczej - wspinałam się szklakiem żółtym na Strzechę Akademicką, Za bardzo pod górkę - nic dziwnego, że zjeżdżający narciarze mieli niedowierzanie na twarzach. Później wylądowałam na czerwonym szlaku w kierunku Łomniczki - tam już rewelacja :) Szkoda, że biegam sama:( W towarzystwie można by się zapuścić głębiej.
PS -Takie widoki ośnieżonych Karkonoszy, widywałam tylko w albumach fotograficznych. Warto zobaczyć to na własne oczy. Gdy szliśmy, wokół nas słychać było słowa zachwytu: od przepięknie po zaje.... :) A każdy miał rogala na twarzy patrząc dookoła :)
Dziś pogoda nie zachęcała ani do biegania, ani do nart. Mimo to daliśmy radę. Zrobiłam sobie bieg sentymentalny. W towarzystwie wiatru i śniegu dotarłam do oldschoooooooolowego ośrodka, w którym byliśmy latem i do Wanga.
Dziś pogoda nie zachęcała ani do biegania, ani do nart. Mimo to daliśmy radę. Zrobiłam sobie bieg sentymentalny. W towarzystwie wiatru i śniegu dotarłam do oldschoooooooolowego ośrodka, w którym byliśmy latem i do Wanga.
Maciejos zdobywał szlify narciarskie.
Drugi dzień przechodziłam koło pana Sopelka, mając ochotę, by wstąpić na lody. Co ciekawe - myślałam, że zimą nie funkcjonuje - a tu i wczoraj otwarte i dziś otwarte. Zero kolejki, tylko pojedynczy klienci. Dziś po bieganiu i nartach było mi solidnie zimno, ale nie wytrzymałam = duże lody w polewie jagodowej. I pan Sopelek, który wydawał mi się marudny latem, dziś okazał się skory do rozmowy i pogodnie usposobiony. Ucięliśmy sobie całkiem sympatyczną pogawędkę.
Fajny ten Karpacz i właściciele Anny też (link tutaj). Dziś dowiedziałam się, że tu gdzie mieszkamy dawniej to nie był Karpacz, tylko Bierutowice :-O
Nieliczne chwile spokoju, gdy można uzupełnić bloga :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz