Czasami jestem z siebie dumna :D Bo ... no właśnie, bo będąc nad morzem, nie porzuciłam biegania i nie zaniechałam Focusa. Pierwszego dnia i ja i Michał byliśmy zawiedzeni miejscem. Zrobiliśmy rozeznanie w terenie i wychodziło, że ani porowerować, ani pobiegać nijak nie ma gdzie:( Ale kolejne dni rozwiały nasze wątpliwości, w myśl maksymy "Dla chcącego nic trudnego". Do tego stopnia, że żal było wyjeżdżać.
Takie oto esy-floresy wybiegałam. Pierwszego dnia zapędziłam się pierwszy i ostatni raz w okolice jeziora Kopań. Zobaczyłam tam młodego dzika, a wyobraźnia podsunęła obraz lochy goniącej mnie przez las. Wystarczyło. W następne dni zawsze obierałam kierunek Rusionowo. Był zdecydowanie bezpieczniejszy - spotykałam tam tylko parę żurawi, sporadycznie biegacza, czy rowerzystę. Z ciekawostek - Wicie - gdzie byliśmy ma około 40 mieszkańców stałych, autochtoni podają taką cyfrę, wikipedia 47 (dane z 2009 roku).
Wyjazdowo udało mi się przebiec niespełna ~ 55km, ale za to w lipcu pobiłam rekord. Taaadaaam: 203km :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz