Znowu zatęskniliśmy za górami. Nawet teraz przed minutą Maciek pytał "A kiedy pojedziemy do Karpacza?". Jasiejos jest pewnym problemem w tej kwestii ... lub może lepiej patrzeć na to w kategorii wyzwania :D kilkunastokilogramowego.
Jak widać małemu turyście nie jest źle w ramionach rodziców.
Wybraliśmy coś w pobliżu, taką namiastkę gór - pospacerowaliśmy po Szyndzielni i Klimczoku. Na miejscu okazało się, że na taki pomysł wpadło sporo rodzin takich jak my - z małoletnim przychówkiem, poza tym trochę emerytów, trochę osób o kulach ... takie to były wysokości :) ale i tak było sympatycznie. No i kolejka gondolowa też była sporą atrakcją -zwłaszcza dla Maćka.
"Pasibrzuch jest głodny, Pasibrzuch chce kiełbaskę"
Pierwszy przystanek przy schronisku na Szyndzielni. Jasiek wynoszony wtedy za wszystkie czasy - na rękach - wyjątkowo preferował swoje nogi.
Młody odkrywca
Na Klimczoku.
Rozczarowany Maciejos - szedł po zabawkę, a tu na szczycie żadnego schroniska :(
"Jaśkos, Maćkos i Tatamis"
I jeszcze obowiązkowe lody na bielskim rynku i już można do dom. Znów się tam wybieramy, w planach było sporo innych atrakcji, a tu brakło czasu. Ładne mamy te miejsca w pobliżu, tylko jakoś ich nie dostrzegamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz