moiszymokiem

moiszymokiem

niedziela, 28 września 2014

Jaśkowe spostrzeżenia ...

... które bardzo nam się spodobały :) Ba! Bardzo nas dowartościowują :) Otóż kiedyś w wiadomościach leciała jakaś relacja z Tour de France. A Jasiek do telewizora i woła "Tata! Tata!" Dziś z kolei przeglądali z Michałem moją gazetę - a podczytuję ostatnio:


No i wiadomo jakie zdjęcia w środku. I Jasiek widząc kogoś biegnącego po plaży, woła "Mama! Mama!" :) Żeby wszystko było jasne, nie był to początkujący biegacz, próbujący zrzucić nadwagę :) No i jak tu nie kochać naszego Jasiejosa:) Zapomina się wtedy o tym, że razem z Maćkiem stanowią dziecięcy koktajl Mołotowa ... a mamy to na co dzień. 

sobota, 27 września 2014

First Thousand & First Insanity Week

Wczoraj przez przypadek, grzebiąc na stronie endomondo, zauważyliśmy, że przekroczyłam pierwszy tysiąc w bieganiu. No i to pewnie będzie na tyle w tym roku. Może nie dosłownie, ale przez porę roku będzie coraz gorzej ze statystykami. Dziś np. siedziałam w domowym ciepełku i aż mnie skręcało, żeby iść się przebiec, ale że czasami warto słuchać męża, więc nie poszłam. Kuruję przeziębienie - albo po wtorkowym biegu w zimnym deszczu, albo ogólnie udzieliło mi się od dzieciaków.  


Odpoczywam trochę od biegania, ale nie odpoczywam od ćwiczeń. Tydzień temu skończyłam kolejną już serię Focusa T25 (przy czym fazę gamma robiłam dwukrotnie) i tak dziwnie mi się zrobiło, że to już koniec i jak to? tak bez ćwiczeń ...? A że autora Focusa bardzo cenię, zaczęłam szperać w internecie, szukając info o Insanity - poprzedniku Focusa. I to co znalazłam -> że morderczy, że Formuła 1 i że mało kto wytrzymuje. I mnie wzięło. Postanowiłam tylko spróbować. Pierwszy tydzień za mną. Musiałam wstawać jeszcze wcześniej niż do tej pory, bo Insanity trwa średnio 40 minut, więc nie jest łatwo wcisnąć te ćwiczenia przed pracę.


I co sobie myślę o Insanity.
Lekko nie jest, ale żeby morderczy ... hmm, pewnie ciągnę to na pół gwizdka, bo daję jakoś radę, nawet z przeziębieniem. Fakt że dziś ścierałam krople potu z podłogi.
Insanity łączy się z dużym wysiłkiem - nie tylko fizycznym, ale także organizacyjnym, więc postanowiłam bardziej zacisnąć pasa. Przez ostatnie pół roku było u mnie sporo ruchu, ale i były lata tłuste, jeśli chodzi o jedzenie. Zatem waga sobie chodziła wte i wewte i summa summarum wciąż stała w miejscu. A teraz skoro się męczę przy Insanity, to szkoda byłoby się potem objadać. No i efekty są, nawet więcej niż zadawalające, ale z jakimiś podsumowaniami wagowymi jeszcze poczekam, bo któż to może wiedzieć, czy wytrwam przy Insanity i czy nie rzucę się któregoś wieczora na słodycze. 


niedziela, 21 września 2014

Niedzielne rozrywki


Dzisiejsze esy-floresy :D Zaczynałyśmy po ciemku, potem trochę deszczu. Tylko trochę. To nic w porównaniu do sobotniego biegu, kiedy przez całe 10km padało. Co ciekawe - ten deszczowy bieg trwał o 10% dłużej, niż dyszka czwartkowa przebyta w normalnej pogodzie.


W klasie pierwszej nie jest lekko, nie tylko dzieciom, ale i rodzicom.


niedziela, 14 września 2014

2 x dwudziestka, 2 x Pogoria

Pewnie ostatnie ciepłe dni tego lata - stąd parcie na to, by wykorzystać je na maksa.  No i jest dwa razy Pogoria i jest 40-tka. No i Maciejos zasuwał aż miło. Dotrzymywał naszego tempa, a i czasami trzeba było go gonić. 




niedziela, 7 września 2014

Klimczok i Galeria Pod Strachem Polnym

Co można robić, czekając, aż zmywarka skończy zmywać? Można na chybcika uzupełniać bloga :)
Znowu Klimczok i Szyndzielnia, tym razem z celem. Zbieramy pieczątki do książeczki ze schroniskami. Jest w niej ponad 30 schronisk z samego Beskidu ... ciekawe na ile nam starczy zapału. Tylko Jasiek ma dobrze - jego książeczka już się zapełnia pieczątkami, a on jak w lektyce :)



Ha! Mamy już 2 pieczątki ... jeszcze tylko 31 :)


Okazuje się, że za każdym razem można odkryć coś nowego. Poprzednio na Klimczoku nie zawędrowaliśmy w to miejsce, a jest ciekawe.




I wreszcie drugi, a może główny cel wyjazdu. Galeria Kohuta w Rudzicy (Jasienica) pod Bielskiem. Autorska Galeria, nie byle kogo. Po miejscu oprowadzała nas żona malarza. Galeria w domu dziadków artysty. Fajne miejsce, ot i tyle :) Reszta na stronach o samym Kohucie. Mnie się podobało, warto zboczyć z głównej trasy na Bielsko i tam zawitać.





 Takie cudo stało przy wejściu, chyba aniołek, ale mnie osobiście bardziej przypomina diablątko, chyba przez te uszy :)



 Takie strachy wisiały w galerii


... a takie straszki my nabyliśmy :)

sobota, 6 września 2014

Ha! Dwudziestka! :)

Już dawno nie miałam takiego dystansu. Dziś też miało być lajtowo, bo nie mogę powiedzieć, że mam szczyt ową formę. Ale Sylwia mnie wyciągnęła na dłuższy dystans. Najpierw mówiła o 16km, a wyszło jak wyszło:)

A tak na marginesie cyferki, które wyświetlił pulsometr były następujące:
średnie tętno - 149, maksymalne - 184, kalorie - 1486, tłuszcz - 63g